niedziela, 24 listopada 2013

Bardzo spóźniony post

W zasadzie powinnam opublikować ten post dokładnie tydzień wcześniej, jednak szkoła skutecznie mi to uniemożliwiała (dwa sprawdziany i niezapowiedziana kartkówka w piątek- haha.)

Miało być długo i rozbudowanie, ale będzie krótko i treściwie. Przynajmniej nie będę jęczeć, oh wait.

A więc (nie zaczyna się zdania...) dokładnie tydzień temu miałam przyjemość uczestniczyć wraz z Porcelaną, Fobmroweczką i Eleonorą Amalią oraz dwoma niekrynolinowymi dziewczynami w... No cóż, właściwie trudno określić rodzaj tego wyjazdu, główny cel był jednak taki, żeby zobaczyć przedpremierowo wystawę "Nowiny paryzkie" (kulisy jej powstawania znajdziecie tutaj- naprawdę warto zajrzeć!) - która otwarta będzie od 13 grudnia w Willi Caro w Gliwicach. My jednak widziałyśmy ją w Zameczku Piastowskim, dopiero przygotowywaną.

Niedziela była ogólnie szalona- i choć do Gliwic wybrałam się ze szlachetnym celem pomocy organizatorce, skończyło się na przymierzaniu sukien i włażeniu sobie nawzajem pod turniury. :D

Przepraszam za ilośc i jakość zdjęć, ale mam tylko takie. :/







Podsumiowując- poznałam naprawdę cudownych ludzi, dowiedziałam się przydatnych i ciekawych rzeczy oraz zrozumiałam, jak ja bardzo potrzebuję jakiejkolwiek XIX wiecznej sukni (za którą, by the way, już się zabrałam- XVIII wieczny potworek wylądował w kącie pod błachym pretekstem braku granatowych nici...). Zastanawiam się tylko nad kolorem. :D

PS. Poważnie zastanawiam się nad zmianą adresu bloga na Szafę ciotki Any!

Edit

Zapomniałam wspomnieć o projekcie mufka- pomyśle który właśnie w Gliwicach się narodził, i w którym biorę udział, ale jestem głupia i nie umiem wkleić sobie obrazka z boku strony:


sobota, 16 listopada 2013

Czas zrobić wishlistę...

... I ogarnąć bałagan w folderach.
Doszłam bowiem do wniosku, że wymarzonych kostiumów mam tyle, że jedyne co mogłabym zrobić na tą chwilę to rozwinąć ich listę niczym dywan.

Pozwolę więc sobie spisać wszystkie (a przynajmniej te, które chomikuję w magicznym folderze "refy") w kolejności najzupełniej przypadkowej.

I.
Błękitna suknia Lukrecji Borgii z "The Borgias"
Mimo że do włoskich, wczesnorenesansowych sukien podchodzę z rezerwą, (podobnie z resztą jak do tych regencyjnych, a przyczyną jest bardzo wysoko umieszczona linia talii) w tej zakochałam się bez pamięci. Gdyby uwzględnić jeszcze fakt, że- wedle słów mojej matematyczki z podstawówki- mam "wybitnie renesansową urodę", może wyglądałabym jak człowiek...?

II.

Strasznie jestem zakochana w kolorach tej sukni, a jeszcze bardziej w tym hafcie na trenie. Mimo że to suknia Elżbiety I Tudor, po kilku przeróbkach mogłaby równie dobrze robić za XVIII-wieczny damski strój jeździecki.

III.





Mundur kapitana Aubreya, mundur admirała Nelsona, i- nie wiem jak to jest po polsku, zabijcie mnie- Boat cloak kapitana Hornblowera
Tutaj nie chodzi mi oczywiście o konkretne sztuki- chodzi o sam mundur, który będę miała, choćby i świat się walił, palił... Jeżeli dowiem się, z czego go zrobić, oraz gdzie można dostać granatowe sukno w innej cenie niż 11,90 za 10 cm.

IV.
chodzi o tą zieloną. :3
Może tego po mnie nie widać, ale wręcz kocham turniury. A ta zielona suknia miała być moim strojem na Złote Popołudnie. Nie wyrobiłam się, niestety... ale czeka w kącie na lepsze czasy.

V.


VI.

Urzekła mnie spódnica.

VII.


Wroński z nowszej "Anny Karenieny"
I znowu wracamy do mojego mundurowego zboczenia. Nie ma znaczenia który uda mi się zrobić- ważne żeby był.

VIII.



Niestety nie udało mi się znaleźć zdjęcia, gdzie widać tę suknię całą- Jest jednak tak cudowna, że trudno mi powiedzieć cokolwiek rozsądnego na jej temat.


Po długim procesie przebierania w kupie zdjęć udało mi się wybrać te ciekawsze- i to, póki co, tyle.

A wieczorem...

Wieczorem pojawi się post poświęcony w zupełności Royal Navy... Pierwsza część serii, właściwie (nawiasem mówiąc- wolicie dłuższe posty, a mniej części, czy krótsze i więcej?) A w bonusie będzie fragment opowiadania ze wspomnianą ostatnio Rosemary- czyli "jak nie jeździć konno". ;)

PS. Zmieniła się również grafika na blogu- którego twarzą została- a jakże- krnąbrna Rose :D



wtorek, 5 listopada 2013

Gibsoniątko

... Czyli szybki i niezobowiązujący post na wieczór. 
Jak zapewne da się zauważyć panuje u mnie wybitnie nieprzyjemny sezon ogórkowy- winna temu jest głównie szkoła, ale właśnie dzięki szkole może powstać ten post.

Przekopując skrzynkę mailową trafiłam na zdjęcie zrobione przez tatę dosłownie dziesięć sekund przed moim wyjściem na rozpoczęcie roku. Postanowiwszy dwa dni wcześniej trochę wyróżnić się z tłumu (a także- przyznaję- podlizać się trochę mojej nauczycielce francuskiego, która jest zakochana w Fin de siecle :D) postanowiłam zrobić z siebie coś podpadającego pod Gibson Girl. Włosów na głowie mam dostatecznie dużo (sięgają mi niemalże kolan) ale długo myślałam jak je spiąć żeby wyglądały wiarygodnie. Efekt jest jaki jest, przynajmniej pozorny. Strój to taka "wariacja na temat"- biała koszula, czarny kupny gorset (gorset na wierzchu, o zgrozo!) długa czarna spódnica. Tata chcąc mi dogryźć stwierdził że wyglądam jak jedna z jego ciotek, która była równocześnie ciotką mojej babci- trudno jednak o większy komplement niż porównanie do, bądź co bądź oryginalnej Gibson Girl, prawda? ;)
W moim przypadku to faktycznie raczej gibsoniątko- nie dość że mierzę tyle ile przeciętny krasnolud (nie więcej niż półtora metra) to w dodatku ubrania dobierane były "na oko"... (Gorset na wierzchu, o zgrozo!)

Już, już przestaję ględzić i pokazuję zdjęcie. Przepraszam za jakość, ale tak jak mówiłam, robione pół minuty przed wyjściem, telefonem, przez tatę który z niedowierzaniem kręcąc głową powtarzał: "wyglądasz jak ciotka Ana!"

Ps. Kilka stron zostałoby jeszcze do końca "Dumy i Uprzedzenia"... "Emma" już stoi w kolejce!

niedziela, 3 listopada 2013

Post o wszystkim i o niczym

Le Code Civil des Français
Appelé usuellement Code Civil ou Code Napoléon, regroupe les lois relatives au droit civil français, c'est-à-dire l'ensemble des règles qui déterminent le statut des personnes (livre I-er), celui des biens (livre II) et celui les relations entre des personnes (livres III et IV) privées.
Promulgué le 21 Mars 1804 ( 30 Ventôse an XII) par Napoléon Bonaparte.
Czyli czego powinnam się uczyć a tego nie robię, warczę tylko patriotycznie znad mojej "The History of England". Przeczytawszy ostatniego posta na blogu Eleonory Amalii coś mnie tknęło (wyrzuty sumienia poklepały po ramieniu?) i postanowiłam chociaż dać znać, że żyję- choćby i post miał być zupełnie o niczym. 

Zacznijmy od tego, że przez atrakcje takie jak wyżej (i tak nie jest najgorzej. Chemia po francusku- to dopiero zabawa! A francuskie funkcje-jakaż to cudowna rozrywka w jesienne wieczory!) nie jestem w stanie dokończyć żadnego zaczętego projektu. Ani wymarzonej sukni XVIII- wiecznej, ani tym bardziej tej z lat 80 XIX wieku. Płaczę rzewnie, bo z Leroi Merlin zniknęły zasłony z których miałam ja zrobić, ale już mniejsza o to.

Większy problem mam z osiemnastowiecznym potworkiem. Niby jest już na wykończeniu- ale tylko "niby", okazało się bowiem że trzeba ją skrócić. I nie, nie spódnicę- całą górę wywalczoną krwią i blizną. Do tego nie mam chyba najważniejszej rzeczy- stays. Próbowałam je zrobić, próbowałam przez czas długi z rezultatem nadzwyczaj marnym (żeby nie powiedzieć żadnym). Jestem beztalenciem zupełnym w kategorii gorseciarstwa o czym przekonałam się niejednokrotnie, jednak teraz doskwiera mi to najbardziej, bo nie jestem w stanie skończyć tej sukni nie wiedząc, jak będzie leżała na tym przeklętym stays. W akcie desperacji przekopywałam nawet Etsy, ale kiedy ceny zaczęły mnie okładać kowadłem po głowie zrezygnowałam. Nie stać mnie. 


Marzenia o zostaniu damą z obrazu Gainsborougha (miejmy nadzieję, że nie do końca) stracone, inne jednak dzielnie się trzymają, częściowo przez Krynolinowy spis. Zaległe posty przeczytałam dopiero dzisiaj, ale kiedy skończyłam podpunkt o wieczorze w Krakowskim teatrze autentycznie się rozpłakałam (mama myślała że wzruszył mnie Kodeks Napoleoński...). Nagle się okazało że przy moim ciągłym udawaniu damy w różnego rodzaju teatrach, operach czy filharmoniach mogłabym chociaż raz jej nie udawać, tylko faktycznie nią być. W odpowiednim stroju! Dlaczego rodzice się dziwią kiedy w wyżej wymienionych obiektach patrzę wrogo na wszystkie panie w spodniach?
Z wielką radością pojawię się też w Muzeum Gliwickim 17 listopada. Nie wiem czy do czegokolwiek się nadam, w razie czego- Przynieś Podaj Pozamiataj jestem, do usług.


A teraz, kiedy już wylałam dostatecznie dużo łez jak na jeden post, trochę selfu!
Tak się składa, że piszę. Kilkanaście opowiadań. A ciągną się od wczesnego średniowiecza po wiek dziewiętnasty z przerwami. Ostatnio skupiam się najbardziej na (znowu) drugiej połowie osiemnastego wieku (Choć prawdę mówiąc bohaterowie nie mogą się zdecydować, czy to jeszcze osiemnasty wiek, czy już regencja, bo panowie bardzo się wzbraniają przed pudrowaniem buźki). Pozwólcie więc, że przedstawię:
wiem że fryzura jest co najmniej nieodpowiednia... Ale jak nikt nie patrzy...

Lady Rosemary Southwel, która ma na sobie moją wymarzoną kieckę od której... wzięła się nazwa tego bloga.
Mieszkająca na północy hrabstwa Essex szesnastoletnia i jedyna córka lorda, który hoduje konie.
Dlatego też Rosemary jeździ wręcz doskonale!
... Ale tylko po męsku. Za to bardzo próbuje poradzić sobie z "jedyną techniką jeździecką przystającą damie"- jak widać bez powalających sukcesów.

Rozgarnięte acz nieco zbuntowane dziewczę wychowuje ojciec i niańko-nauczycielka, Panna Helen Aston.
Panna Aston jest dość specyficzną osobą, zapatrzoną ślepo we Francję. Zakochana jest we wszystkim- od pretensjonalnej mody Marii Antoniny, po sam język. Generalnie służy do stawiania Rosemary do pionu, mimo że tatuś jest absolutnie zadowolony z faktu, że jego córka nie interesuje się wyłącznie koronkami. 

Mój boże, opis biednej Rose wskazuje na jej kompletny Marysuizm, ale ghh...

Jest niska, fakt...

Opowiadanie mam, (co jest niezwykłe, bo zwykle piszę w zeszytach) więc jeśli ktoś byłby chętny, zamiast łez nad suknią notkę mogę mu poświęcić. Bardzo możliwe że opis samej Rose jest nieciekawy, ale jak opisać kogoś, matko, czegokolwiek bym nie napisała będzie brzmiało głupio, więc chyba faktycznie najlepiej jest przeczytać opowiadanie, ghh.

A na sam koniec:








poniedziałek, 9 września 2013

Ogłoszenia parafialne

Z cyklu "jedna szansa na milion ale może trafię"
Szukam kogoś z okolicy Katowic, kto lubi robić... Fiu bździu z cudzymi włosami. Bardzo chętnie udostępnie królika doświadczalnego w postaci siebie, bo i na głowie bardzo bym chciała mieć coś historycznego, i na złote popołudnie wypadało by jakoś wyglądać. Odporna jestem na szarpanie ciągnięcie i rwanie.
Włosy średniogrube raczej proste, chociaż pofalowane od warkocza, długość- do połowy ud (tak, wysysają ze mnie i życie, i zdrowie... :p) 
Także... Tak.

Druga rzecz- już niedługo pierwsza część artykułu o Royal Navy, brace yourselves. >:3

wtorek, 27 sierpnia 2013

jak zwykle nie mam pomysłu na tytuł

Hooookaaayyy Spraw się nazbierało a nazbierało przez ten czas jak mnie nie było, trzeba więc podsumować wszystko co mam do powiedzenia, żeby bajzlu nie było.
1. Kończę sukienkę aaaa
2. Zlot Arda
3. Polcon
4. Zapowiedź pewnego posto-artykułu

A więc:

1. Ten podpunkt będzie krótki bo zbyt wiele do powiedzenia na ten temat nie mam: Moje osiemnastowieczne paskudztwo jest na wykończeniu. Oszczędzę wam zdjęć do czasu premiery ;)

I matko, kolory munduru Królewskiej Marynarki były niezamierzone ale tak wyszło
To już jest obsesja

2. Miałam przyjemność uczestniczyć w tym roku w X Zlocie Arda- Konwencie, którego główną ( nie wiem czy mogę to tak nazwać, ale nie wiem jak inaczej...) "atrakcją" jest gra terenowa (larp). W tym roku były dwie, mogłam jednak uczestniczyć tylko w grze głównej, odbywającej się w sobotę. Szczerze mówiąc to, co zrobiłam ze strojem było cudem nad Wisłą, bo przypomniałam sobie o tym w przeddzień (!) wyjazdu. Nie było to co prawda zbyt dużym problemem, bo moja postać była Rohirrimską wersją Aryi Stark, ale wykombinowałam w końcu coś, co było inspirowane... Regencyjnymi męskimi frakami jeździeckimi. Fakt, z celtycko- wikińskim Rohanem, hodowcami koni całe swoje życie spędzającymi na pastwiskach i łąkach ma to tyle wspólnego, ile gąbka i ściana, ale, mówiąc szczerze, sprawdziło się. Mimo że była to czysta wełna, a grzało jak w piekarniku, to dało się żyć (współczuję ludziom, którzy biegali w skórzanych zbrojach..) Za to w nocy sprawdziło się całkiem dob--- ok, było zimno mimo 2 peleryn (w tym jedna z grubego polaru podszywana taftą i z futrem na kołnierzu), grubej, lnianej sukni, halki pod tą suknię (halka miała dwie warstwy), spodni z gatunku bryczesowatych, skarpet, śpiwora puchowego i koca. ANYWAYS zdjęcia- jak to wyszło, oceńcie sami, ale moim zdaniem nie jest źle!


Miecz,  który zrobił mi tata nosi nazwę "Mąż" nie mam pojęcia dlaczego. Tak się utarło. :| Miał być półtorak, wyszedł dwuręczny, albo, jak kto woli, "Miecz Conana Barbarzyńcy"


3. Uhuhuh, bardzo fajny punkt. :D
Zbliża się wielkimi krokami Polcon- W tym roku w Warszawie. Miałam przyjemność uczestniczyć w zeszłorocznym konwencie, i muszę przyznać, był to jeden z najlepszych i najlepiej przeze mnie wspominanych (jeden z dwóch, drugim jest Grojkon) zaczyna się co prawda w czwartek, ja będę tam dopiero od piątku, mam jednak pytanie- czy Krynolinowcy byliby zainteresowani relacją wideo? ;) Nie jest to kostiumowy konwent- bardziej literacki, ale... Zawsze to jakaś impreza, a sądzę, że i ludzi w strojach będzie całkiem sporo... No, i postaram się zdążyć na punkt programu, który zwalił mnie z krzesła i zostawił tak leżeć pod biurkiem przez kilka minut:

"Fenomen Royal Navy czyli o tym, jak Anglicy wbrew logice, rachunkowi prawdopodobieństwa i zdrowemu rozsądkowi gromili Napoleona na morzu." -  dwugodzinny panel o Marynarce Królewskiej, prowadzony przez pisarza ( i tłumacza) Który dzięki swojej książce "Listy Lorda Bathursta" (Szczerze polecam, jest naprawdę świetna, niezależnie od tego, czy ktoś interesuje się Królewskimi statkami czy też nie. Dobrze się ją czyta, i ma cudowne postacie) uplasował się od razu po skończeniu pierwszego rozdziału na pierwszym miejscu na liście moich ulubionych pisarzy. Mortka tłumaczył też serię o Jacku Aubreyu i Stephenie Maturinie: kapitanie i lekarzu pokładowym, napisaną przez Patricka O'Briana. Tłumaczył co prawda dopiero od trzeciej części, ale do końca. Na podstawie tych książek został nakręcony film "Pan i Władca na Krańcu Świata". Może dzięki filmowi ktoś skojarzy o czym ja pletę. ;) 
Dobrze, bo zaraz wyć zacznę ze szczęścia i pieśni pochwalne pisać, dosyć tego dobrego. No, w każdym razie dajcie mi znać, czy ktoś w ogóle by tą relację wideo obejrzał. ;)

4. Od pewnego czasu noszę się z zamiarem napisania dłuższego postu (... artykułu?) Dotyczącego... właśnie. Pomysłów mam kilka, każdy związany z historią, niektóre bardziej, niektóre mniej kostiumowe. Znowu będę musiała poprosić was o pomoc: Który temat najbardziej by was zainteresował i najchętniej byście przeczytali artykuł poświęcony właśnie jemu? 
1. Historia jeździectwa, rzędu końskiego, sposobie i stylu jazdy- w to zawierać się będą stroje jeździeckie, i obawiam się, że będzie to seria postów. 
2. Historia mundurów... tak, tak, wszyscy chórem, Royal Navy. Druga seria artykułów, skupiająca się najbardziej na wojnie siedmioletniej, Wojnie o niepodległość stanów zjednoczonych i wojnach napoleońskich.
3. Moda włoska drugiej połowy XV wieku. Nie wiem dlaczego- mało o tym piszą, czy w ogóle zwracają uwagę... well... gdziekolwiek ( przynajmniej w moim podręczniku do historii) A to przecież był taki cudowny okres! Rozwijał się renesans, włochy były rozbite, podobnie jak i kościół... właśnie. Pozwolicie, że zahaczymy przy tym o Borgiów? Na ich temat miałam nawet wykład (no dobrze, dwa, haha, bo miałam również przyjemność poprowadzić prelekcję na temat "Wątków historycznych w serii Assassin's Creed" gdzie dużo Borgiów się przewinęło) a to... ciekawa rodzina. "Pierwsza włoska mafia" jak nazwał ich Puzo (chyba Puzo, nie jestem pewna) mimo, że wcale nie byli włochami z pochodzenia. 

Uchch, to tyle, dziękuję, jeśli dobrnęliście aż dotąd! Na zakończenie- cały klimat "Pana i Władcy..." w dziesięciu minutach. 



tak, wiem, trwa to dziesięć minut, ale warto dosłuchać do końca, zwłaszcza, że to na końcu Aubrey i Maturin dają swój skrzypcowo-wiolonczelowy koncert. ;)

czwartek, 15 sierpnia 2013

Wachlarz + Złote Popołudnie

Haaaaahahahaaaaaprzyszedł
Wachlarz przyszedł
Nie składa się co prawda porządnie za pierwszym razem, ale myślę że albo się wyrobi sam, albo ja dojdę do wprawy w zamykania go.
Przynajmniej nie wygląda jak te odpustowe, rażące kolorami... Cosie, bardziej jak akcesorium do ślubu, ale będę się bronić- na Jane Austen gift Shop były podobne, jeśli nie identyczne. :U

Dzisiaj post będzie obrzydliwie krótki, a to dlatego że komputer nam się zepsuł (właściwie to jego ładowarka) a na telefonie pisze się paskudnie niewygodnie. 
Otóż pewnego pięknego wieczoru dostałam zapytanie na Tumblrze (przyznawać mi się tu zaraz od kogo! ;)) czy będę na pikniku "złote popołudnie". Zaintrygowana sprawdziłam, cóż to takiego i niemal z miejsca uznałam że owszem- będę. ;) do sukni zabiorę się zaraz po przyjeździe ze zlotu Arda, czyli mniej więcej w piątek, a dodatkowo suknia przyda mi się w szkole do odgrywania Anny Kareniny... :D

Ugh, naprawdę paskudnie się tak pisze, a dodatkowo opowiadanie zatrzymało mi się w martwym punkcie, i nie wiem jak kontynuować... A, z resztą, oszczędzę wam "cierpień młodej Edzi" i wrócę do pakowania. :)

sobota, 10 sierpnia 2013

Mała autoreklama

"Wróciła i już spamuje!"
TAKH, mały spam. Przepraszam. :,(

Zdarzyło się tak, że rysuję na komputerze, i zdarzyło się tak, że widać na żywo jak to robię.
Jakby ktoś chciał zobaczyć jak to robię, to zapraszam
Aktualnie jestem otwarta na zamówienia, więc co kto lubi- dam z siebie wszystko! :D

Dzisiaj muzyka gratis, zazwyczaj jej nie ma. :U

sobota, 3 sierpnia 2013

Był sobie szoping

Byłam dzisiaj w Ogrodzienieckim zamku, na turniejach i pokazach rycerskich. Głównie z zamiarem zakupu miecza i kilku nowych strzał, niestety okazało się że tym razem cały piknik był nieco bardziej "skomercjalizowany"- rzemieślinków jako takich było mało, a ci którzy byli, byli bardziej od rzeczy robionych ze skóry (ślicznie mieli buty!)
Ale nie po to pojechałam na ten piknik, żeby wyjechać z niczym, dobrałam się więc do stoiska z sukniami. Tę jedyną upatrzyłam zaraz na początku, okazała się być jednak zbyt duża. Przymierzyłam więc inną (różniła się tak naprawdę tylko długością rękawów) ta już była idealna. Przeliczyłam w głowie cenę- wyszło taniej niż kupno potrzebnego do takiej "kreacji" lnu, co nieco mnie zaskoczyło, ale po chwili takie oto cudeńko już było moje:

Od dołu jest bardzo obszerna, bardziej nawet niż się spodziewałam, co jest tylko plusem, przynajmniej w moim wypadku. No, i pomimo dostatku dziewek wokół wszyscy się za mną oglądali- coś zdecydowanie musiało być na rzeczy. ;)
Obkupiłam się też w mały młot Thora z mosiądzu.

Jutro wyjeżdżam na tydzień, mój spam dobiegnie więc końca (przynajmniej na jakiś czas) ale! Odkryłam, że dzień bez męczenia mojej oświeceniowej sukni, czy nawet bez patrzenia na nią, przywrócił mi wolę walki i determinację. Wolę nie myśleć, co będzie za tydzień! ;D skończę ją już niedługo, a w kolejce już majaczą dzienna lub wieczorowa suknia regencyjna, suknia z lat 80 XIX wieku ( turniury! <3) i kolejna XVIII wieczna suknia- tym razem jeździecka. No, zostaje jeszcze ten nieszczęsny stays- ale nie wróżę mu wielkiej przyszłości. I moje największe marzenie, czyli dwa kapitańskie mundury Royal Navy- z okresu wojny o niepotległość USA i wojny siedmioletniej i drugi- z okresu wojen napoleońskich.

Przy okazji- czy ktoś wie, gdzie można dostać ładny, klimatyczny wachlarz? Upatrzyłam sobie jeden na Jane Austen Gift Shop, ale uznałam, że mnie na niego nie stać. Bardzo proszę o jakieś podpowiedzi... :)

piątek, 2 sierpnia 2013

Z całą pewnością, żaden ze mnie chirurg.

Się poszyło!
Męczę i żuję to biedną suknię jak pies podeszwę glana, a i tak niezbyt posuwa się do przodu. Wszystko jest krzywe (nie umiem prosto szyć, hahahahaa) i co chwila miewam przy niej "rage moments" nie mówiąc już o niechęci z jaką na nią patrzę, żeby stwierdzić po chwili "phew, nie szyję, jest za gorąco"
Ale przecież największą moją porażką byłoby polec w walce z suknią, no!
Przeżyłam strój asasyna, przeżyję i to.
zaczęłam więc szyć!


Spartańską determinacją (i pomocą bogów babci) zszyłam całe plecy. Wygląda to jak wygląda, idealnie nie jest, ale po czterech takich sukniach już będzie. ;)

ANYWAYS tyle zlotowych sprawozdań na wszystkich blogach, a mnie zazdrość zżera i podziw bierze. Niestety, zamiast bawić się w Krakowie, musiałam towarzyszyć rodzicom w szalonej wyprawie do Karpacza- do ciotki. Co prawda w tym samym czasie miałam być też na festiwalu Słowian i Wikingów i Wolinie, a potem jechać do Szczecina na finał Regat Wielkich Żaglowców... ale niestety, trzeba było jechać do karpacza bo "ciocia już wyjeżdża".  Żaglowce musiałam poświęcić na rzecz Książa i n-tego spacerku po karpaczu. :I


Zawody w powożeniu w Książu były!

... to nie Książ, ale Karpacz. I Edzia która "siedzi na koniu" po raz pierwszy od roku. ;)

to akurat Bolków. ;)

I a' propos zlotu w Krakowie- którego nie mogę przecieprieć równie mocno jak swoich Żaglowców- 

To też był zlot w krakowie... A właściwie krakowski Grunwald- impreza poniekąd kostiumowa, która odbyła się w tym roku trzeci raz- co roku generalnie mamy te same "role". Moja jak (nie) widać to Anna Cylejska, druga żona Władysława Jagiełły którą "posiadał" podczas bitwy pod Grunwaldem. Starring: Nagi miecz.
Więcej o Krakowskim Grunwaldzie można przeczytać tutaj. A tutaj sprawozdanie. :)
Ten grunwald to impreza wybitnie samoorganizująca się, głównie przez Drachenę, czyli naszego Jagiełłę. Zawsze brakuje nam strony Krzyżackiej!

Uhhhuhh, dopsz, koniec. Strasznie nie-kostiumowy wyszedł ten post, powiedziałabym nawet, że samolubny- Mam nadzieję, że wybaczycie! D:



czwartek, 25 lipca 2013

Trochę śmieci, czyli kilka etapów pracy

... Nad suknią z przełomu lat 60/70 XVIII wieku. Granatowa ( koleżanki babci oddały zasłony! :D) robe a l'anglaise ( albo robe a la polonaise- tren może, ale nie musi, być podciągany)

Wykrój góry sukni- a właściwie jej tylnej części.
Przyszpilanie i wycinanie podszewki.

Niestety zawiodłam w robieniu zdjęć każdego ze stadiów pracy, więc teraz przeskakujemy do upinania pleców i sukni ( przepraszam, robiłam zdjęcia jak mi się przypomniało i jak uznałam, że warto. ;))

Wtedy jeszcze było krzywo zebrane, teraz jest lepiej. :) ogółem zastanawiam się, czy kolor nie jest za ostry względęm okresu historycznego- wydaje mi się, że tak, ale mam nadzieję że taka drobna nieścisłość aż tak bardzo nie wpłynie na ogólny odbiór...
Przodem chciałabym nawiązać do munduru Royal Navy ( które darzę nieprzyzwoitą miłością, zwłaszcza w tym okresie- jestem w stanie nawet wymienić kilkanaście statków z nazwy, rodzaju i liczby dział...) chciałam zrobić zakładki na guzikach, tak, jak to miały epokowe męskie szustokory, zrezygnowałam jednak, choć z bólem serca, nie chcąc zanadto odchodzić od idei mody damskiej , bądź co bądź. Poza tym zakładki nie miałyby zbytniego sensu ani uzasadnienia użytkowego. Guziki zostały- biorąc pod uwagę ewentualne trudności z założeniem sukni, przód będzie odpinany. 
Na razie to tyle, szycia idzie mi jednak na tyle sprawnie, że myślę że jeszcze dwa, trzy dni i będzie po wszystkim ;) 
Problemem pozostaje tylko ta nieszczęsna sznurówka, której nie jestem w stanie zrobić sama, a na taką z gorseciarni nie mam funduszy. Na razie wystarcza licha improwizacja "stays"- gorset z szerokimi ramiączkami i szeroki bandaż elastyczny. :)




niedziela, 21 lipca 2013

Cosplay, cosplay, cosplay...

Cosplay, czyli z angielskiego "costume playing" to rzecz bardzo prosta do zrozumienia- ludzie się przebierają. Za postaci z książek, filmów, gier, anime, mangi i komiksów... słowem, ze wszystkiego co wiąże się z popkulturą. Pomysł narodził się- oczywiście- w Japonii, szybko jednak rozprzestrzenił się na całym świecie. Cosplayerzy działalność swoją szerzą w internecie i na konwentach, czyli spotkaniach miłośników fantastyki i popkultury (Największm konwentem w Polsce jest Poznański Pyrkon, największym na świecie- International San Diego Comic Con, który z resztą właśnie trwa)

Ja sama cosplayem zajęłam się rok, półtora roku temu, z okazji "Game Day Expo Silesia"- zrobiłam strój Ezio z Assassin's Creed Brotherhood, i szczerze mówiąc, nie dokończyłam go do tej pory- ciągle brakuje mi sprzączki paska.
Do tej pory mam na swoim koncie cztery stroje, choć planuje ich znacznie więcej. Chciałabym zrobić kostium Haythama i Edwarda Kenwayów z Assassin's Creed III i Assassin's Creed IV: Black Flag (chociaż... może być bardziej oryginalną i wybrać Charlesa Lee? ;)) I, zdecydowanie, Podróżnika z gry "Journey", która jest cudowna pod względem dźwiękowym, graficznym, i przy tym bardzo poruszająca fabularnie.

Tyle wstępu, zacznijmy część konkretną! (ostatni obrazek będzie wizerunkiem postaci- dla porównania :D)

I. Ezio Auditore da Firenze z Assassin's Creed: Brotherhood
Ten strój był najbardziej wymagającą cholerą z jaką przyszło mi się zmagać, i szczerze porwałam się z motyką na słońce. W dalszym ciągu wymaga wielu, wieeeeelu poprawek, aczkolwiek robię co mogę.




zdj. Izabela Pogiernicka©

Pierwsze zdjęcie zostało zrobione na Game Day Expo Silesia, pozostałe na tegorocznym Pyrkonie( tak, na trzecim robi się... prowizoryczna klamra. Jakoś trzeba sobie radzić ;p)

II. Arya Stark z sagi "Pieśń Lodu i Ognia" George'a R. R. Martina
To w sumie wykorzystanie sukienki, którą zrobiłam kiedyś na szkolny bal przebierańców. Ciągle na mnie pasowała, wystarczyło tylko "dorobić' pelerynę- to wszystko!






(Arya jest postacia książkową, więc... cóż...) 

Pierwsze cztery zdjęcia z moim psem jako Nymerią (nie sądzę że był zadowolony, musząc udawać sukę :U)
Ostatnie to zdjęcie z Polconu 2012- w nieco zmodyfikowanej wersji ;)

III. Elizabeth z gry BioShock: Infinite
Najnowszy uszyty w całości strój. 

zdj. Paweł Kazimierowicz ©

zdj. Paweł Kazimierowicz ©

Dwa ostatnie zdjęcia z tegorocznego Grojkonu- na pierwszym najlepiej widać strój.

IV. Lara Croft z gry "Tomb Raider"
Chyba każda cosplayerka "przeszła przez" strój Lary. ;) Ja swój "złożyłam" z rzeczy, które po prostu miałam w domu- oto efekt:




I na koniec coś z zupełnie innej beczki- Na Intel Extreme Masters w katowicach nie ma cosplayu- jest cosplaył!